Full Moon pisze:Moim zdaniem doczepiasz się bez powodu, nie mając kompetencji.
Jest powód. I nie nazwałbym tego czepianiem się, tylko chcę wiedzieć co konkretnie chcesz przekazać. Ktoś stawia jakąś tezę, to powinien ją uzasadnić, a najlepszym sposobem jest podawanie przykładów. Analogie nieraz służą manipulacji, więc ktoś w odpowiedzi może się czepić i trzeba być na to przygotowanym i odpowiedzieć dlaczego Twoje przykłady są słuszne i wytknąć dyskutantowi błędy w argumentacji. Uważam, że to najlepszy sposób przekazywania idei. Można także pisać elaborat i uprzedzić zarzuty, które by padły (wg mnie to gorszy sposób na forum, ale lepszy na bloga, do gazety, książki, monologu).
Full Moon pisze:Przeinaczasz moje wypowiedzi tak, aby pasowało to do twojej antytezy
Właśnie nie. Kolejny raz mi to zarzucasz, a bierze się to z tego, że wyrażasz się nieprecyzyjnie i wręcz bardzo ogólnikowo i momentami metaforycznie, tak jakby każdy miał chwytać Twoje memy i mieć te same skojarzenia i rozumieć skróty myślowe. Naturalnie wynika z tego możliwość mnogości interpretacji, więc kiedy ktoś źle zinterpretował, to wina może być po obu stronach. Możliwe, że ktoś pomylił się w interpretacji, a może autor źle się wyraził.
Funkcją dyskusji (a z tym mamy do czynienia na forum) jest przekazanie swoich myśli rozmówcy i zrozumienie jego myśli. Problem polega na tym, że nawet jeśli posługujemy się tym samym językiem możemy mieć różne skojarzenia, różnimy się poziomem wiedzy, mamy inne metaprzekonania. Gdybyśmy mogli komunikować się za pomocą przekazu metaprzekonań, np poprzez podłączenie kablem dwóch mózgów nie byłoby problemu, ale musimy jeszcze przetłumaczyć swoją wiedzę na język, a rozmówca odkodowuje język i dekoduje go do poziomu swoich metaprzekonań. Podejrzewam, że to jest ta różnica między rozumieniem, a rozumieniem, o której piszesz. Ktoś zinterpretuje Twój tekst i powie "aha, rozumiem", ale jego interpretacja znacznie różni się od Twojego przekazu. Oczywiście wiele osób przekształca jasne komunikaty, nie potrafi ich zrozumieć i przez to odpowiadają oni na zupełnie inną tezę niż przedstawiłeś. Zdarza się to bardzo często nawet kiedy ktoś jest wybitnym retorem, bo tacy niestety są ludzie w swojej masie. Tylko, że rozmawiając ze mną nie rozmawiasz z masą ludzi, tylko z kimś kto ma bardzo otwarty umysł. Bardzo często zamiast udowadniać jakieś swoje racje po prostu proszę o sprecyzowanie tego co mówi rozmówca, pytam się o źródło takiego przekonania i staram się wymusić na drugiej osobie tłumaczenie jak najprostszym językiem bądź przykładem.
Full Moon pisze:Nigdzie nie napisałem, że znam cudowną metodę rozwiązującą wszystkie problemy, napisałem wręcz coś odwrotnego, choć bardziej by pasowało słowo "odmiennego".
Napisałeś, że 99% cierpienia generujemy sami. Z tekstu wynika także (ja wyciągam taką interpretację), że ludzie tworzą sobie problemy poprzez niezrozumienie ich natury, bo widzą swój problem z ciasnych ram. I z tym się zgadzam i to nie jest żadna nowość, bo wiadomo było o tym już od czasów terapii poznawczo behawioralnej, RTZ (racjonalna terapia zachowań), a przedtem mówili o tym buddyści (mieszając to z różnymi moim zdaniem niepotrzebnymi rzeczami). Tylko, że są też problemy realne. Najcięższym przykładem realnych problemów są choroby, wojny, głód, brak perspektyw finansowych i zawodowych, rutyna życia i zwykła nuda, uzależnienia, brak miłości. Są też takie problemy jak ten mój, który znasz, ale nadinterpretujesz go i zdaje mi się, że ignorujesz fakty na ten temat.
Full Moon pisze:W kwestii rzeczy do których przyczepiłeś - nadinterpretacji - nie podałeś rzetelnych danych, które potwierdzałyby Twoje słowa.
Ty także nie podałeś badań, które potwierdzałyby Twoje słowa i sam o tym pisałeś, więc teraz nie powinieneś robić zarzutu z tego powodu, że robię to samo.
Full Moon pisze:Po za tym też nie odnosisz się do znaczenia jakie nadałem tym rzeczom, tylko negujesz je poprzez uogólnienie, co jest chwytem erystycznym.
Zarzucasz mi chwyt erystyczny, a ja nie wiem o jakim dokładnie nadanym znaczeniu piszesz. Właśnie zarzucam Ci to, że piszesz zbyt ogólnikowo i ciężko wyłapać te znaczenia, więc odpowiedzi też są ogólnikowe, gdzie jedno wynika z drugiego i samo się przez się rozumie ;)
Full Moon pisze:Dalej twierdzę, że mało rozumiesz z tego o czym piszę. Tylko zamiast spożytkować energię by uzupełnić wiedzę potrzebną do pełnego zrozumienia, wolisz dalej szlifować swoją retorykę
Wiem, że tak twierdzisz, a chciałbym zrozumieć więcej, tylko swoimi wpisami nie dajesz na to szansy. Wolisz zarzucać mi erystykę, bo tak jest wygodniej - nie trzeba tłumaczyć i nie ingerujesz w swoje poczucie, że masz rację i znasz jakąś niedostępną dla pozostałych wiedzę. Ego karmi się tu poczuciem elitarności
Full Moon pisze:Jednym z przykładów było zdjęcie płonącego mnicha, który siedział spokojnie, będąc skoncentrowanym. Nie był może to przykład do naśladowania ale był to dowód na to, że bardzo dużo da się wypracować i można nadać sobie daleko posunięty sens mimo/wbrew mechanizmom psychofizjologicznym (jeśli one stoją nam na przeszkodzie).
Przykładu z mnichem nie rozumiem. Tak czy siak chłopaczyna się spalił i to jaka była jego reakcja na spalenie ma drugorzędne znaczenie. Liczą się fakty, a paląc się szczęścia nie osiągnął. Mając wszystko gdzieś i zachowując kamienny spokój także nie osiąga się szczęścia, nie rozwiązuje się problemów i nie nadaje się poczucia sensu. Wręcz przeciwnie - jest to ostateczne poddanie się i godzenie się na zły los i z tego powodu emocje są wyłączane, bo stają się zbędną przeszkodą. To takie pozbycie się człowieczeństwa/"duszy". Analogicznie radziłbyś mi przestać się przejmować problemami i zrezygnować z poszukiwania szczęścia? Miałbym robić wszystko na chłodno? Ale po co? To jest dla mnie równoznaczne ze śmiercią, tylko te osoby (bez emocji, lub znakomicie kontrolujące emocje) w połowie są martwe, a w połowie żyją.