Terapia Nietzschem :)

Miejsce gdzie nauka i duchowość stają się jednym.
Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Terapia Nietzschem :)

Postautor: Prometeusz » 25 października 2015, o 17:07

Źródło: http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,132749, ... tetem.html
Autor: Marcin Fabjański

Leczy z ucieczki od życia, wikłania się w urojenia, podatności na szantaż moralny oraz tępego zasysania sądów i wartości z otoczenia.

Obrazek

Oto jak rodzą się w nas upiory: poddajemy się uniesieniom, a gdy mijają, nasz wyczerpany system nerwowy pogrąża się w smutku i beznadziejności. Potem z tych uniesień budujemy jaźń, a resztę przeżyć jak śmieci wyrzucamy poza nią. Odtąd będą prześladować nas jako wrogie środowisko. A my będziemy żyć, mszcząc się na tym środowisku. Resentyment, skutek zużycia siły nerwowej, to mieszanka trucizn: złości, chorobliwej drażliwości, pragnienia zemsty.

Widzimy, że ktoś się z nas śmieje. Nasza reakcja - śmiech, złość, kłótnia, zaciskanie pięści - zależy od tego, jaki popęd właśnie w nas dominuje. Pewnego dnia pewien mężczyzna runął na chodnik przed Nietzschem wśród okrzyków przerażonych kobiet. Filozof spokojnie postawił go na nogi i poszedł dalej. Gdyby jednak dzień wcześniej - pisał później o tej sytuacji - ktoś przepowiedział mu ten upadek, pewnie by nie zasnął, a gdyby do niego doszło, może nawet sam by zemdlał. Bo całą noc dokarmiałby w wyobrażeniach popędy takich właśnie, pełnych słabości, wydelikaconych reakcji.

Co się w nas neurotycznie uroi, co wzrośnie, wypiera zdrową, naturalną reakcję. Roimy siebie sobie samym i sobie nawzajem: "Ogromna większość ludzi przez całe życie nie czyni jednakże nic dla swojego j a, lecz jeno dla urojonego j a, które w mózgach otoczenia o nich się wytworzyło i im się udzieliło; skutkiem tego żyją wszyscy w obłoku nieosobistych, na wpół osobistych mniemań tudzież dowolnych, niejako poetyckich ocen, jeden w mózgu drugiego, ten zaś znowu w mózgach innych: szczególniejszy świat widziadeł, zdolny wszakże nadać sobie przytem tak trzeźwy wygląd!". Przetrwanie wymaga błędów myślenia, pisał Nietzsche. Zamrażamy krajobraz metafizyczny wokół nas, żeby nie stracić orientacji. Efektem jest fałsz, spaczenie, uogólnienie, "pamięciowe znaki stada", które budują nasz świat, już nie rzeczywistość. Autoterapia filozofią to między innymi świadomość tej fikcji.

Człowiek pospolity wierzy religijnie w to uproszczone ja i żeby jego złudzenie przetrwało, dokarmia jedne popędy, a głodzi inne. Tak wyhodowany "polip" z popędów decyduje o tym, czego doświadczamy. Widzimy to, co interesuje tego polipa, nie to, co widzielibyśmy, gdybyśmy byli bezstronni. "Nasze sądy i oceny moralne są obrazami i rojeniami nieznanego nam procesu fizjologicznego", świadomość - komentarzem do nieznanego tekstu, którym jest życie.

Nietzsche nie tworzył systemu filozofii ani nawet terapii. Raczej atakował pospolity umysł błyskotliwymi terapeutycznymi cięciami słownymi. Po partyzancku, bez wytaczania dywizji argumentów. Nawet biograf i namiętny badacz Nietzschego Walter Arnold Kaufmann czyta go tylko dla czystej przyjemności i by wystawić siebie samego na jego pasjonujące punkty widzenia. Nie po to, by rekonstruować jego filozofię, bo to ją strywializuje. Poza tym jest niemożliwe.

Wkładam do torby późne dzieła Nietzschego - "Wiedzę radosną", "Zaratustrę", "Poza dobrem i złem", "Antychrysta", autobiograficzne "Ecce Homo". Także niemiecki komiks o autorze tego wszystkiego. Chcę się naczytać Nietzschem. Upić nim podświadomość i zaczekać na to, co z niej wypłynie. Wychodzę na miasto.

***

Zwykli filozofowie uprawiają swoją dziedzinę myślą. Fryderyk Nietzsche uprawiał ją ciałem. Bycie filozofem jest dla niego serią aktów świadomości, wbrew żądaniom polipa impulsów. Jest stopniowalne. Filozofia to ciągłe dbanie o stan świadomości. Kiedy rano myję zęby, mogę być filozofem lub nim nie być. Zależy to od tego, jak odczuwam rzeczywistość. Czy zaplątuję się w jedną z gotowych, ale płaskich emocjonalnie opowieści, które tak chętnie podsuwa mi religia, zwyczaj, a zwłaszcza reklama? Czy odplątany z niej czuję bezpośrednio swoją biologiczność - istnienie i akty woli, które przeze mnie działają?

To ze względu na czucie Nietzsche porzucił Ryszarda Wagnera, którego podziwiał, dla "Carmen" Bizeta, o której pisał: "Ta muzyka wydaje mi się doskonała. Przychodzi lekka, płynna, toteż miła. Jest łaskawa, nie poci się". Widzę go, jak słucha opery Bizeta i cały się trzęsie, potem serią nagłych ruchów zrywa z siebie fantomowe pęta Wagnerowskiej opowieści. Wydobywa się z pajęczyny chrześcijańskiej historii o zbawieniu, bo Wagner tym właśnie mu podpadł, że stał się za bardzo chrześcijaninem, i staje odmieniony, wolny wobec całej natury, jak nadczłowiek, który właśnie wykluł się ze zwykłego szaraczka. Jest teraz całkowicie rozluźniony, jakby cały dzień ćwiczył jogę. Jego ścięgna są elastyczne, mięśnie gotowe do działania, ciało giętkie i mocne. Nie narzeka już na to (jak zwykł czynić), że Wagnerowskie nuty dławią jego płuca, żołądek, serce, jelita i zapychają gardło nieprzyjemnym ściskiem.

Tylko kiedy ucichną w nas wyświechtane opowieści, którymi karmi nas tradycja, możemy zacząć żyć filozoficznie, obecni w naszych ciałach i środowisku. Musimy uśpić w nas chrześcijańską litość wymierzoną przeciwko życiu, a obudzi się życie samo, w tym, no cóż, jego ciemne strony. Kiedy wyrwiemy naszą uwagę z umoralniającej opowieści, będziemy mogli wreszcie oferować ją własnym przeżyciom. W końcu każdy, kto podejmie ten wysiłek, rozkwitnie - jako filozof i jako zwierzę. Ukażą mu się wszystkie mikrodrgnienia duszy, na które nawet nie mamy nazwy w ludzkich językach. Nie sprzeciwiając się swoim instynktom, nie będzie podatny na halucynacje. Przestanie tworzyć fantazje.

Nietzsche: "Człowiek, to złożone, kłamliwe, kunsztowne i nieprzeniknione zwierzę, groźniejsze dla innych zwierząt raczej z powodu swej chytrości i roztropności niż z powodu swej siły, wynalazł czyste sumienie po to, aby rozkoszować się wreszcie swą duszą jako czemś niezłożonym...". To niezłożone coś ma wielką moc generowania pragnień. Dlatego cała kultura kręci się wokół ich tworzenia i zaspokajania albo przynajmniej stwarzania złudzenia, że są zaspokajalne. Stąd tyle reklam na ulicy: lody, solarium, odzież erotyczna, buty, gry komputerowe. Kredyty, gdyby ktoś nie miał chwilowo za co czegoś kupić. Temu niezłożonemu czemuś łatwo wepchnąć usługi i produkty, świeckie i religijne. Wymyślone i zestawione w pakiety atrakcyjne dla wykarmionego kulturowymi przesądami polipa instynktów.

I tak - powie Nietzsche - wszyscy nieświadomie służymy zachowaniu gatunku. Oto młoda matka dumnie pcha włoski wózek wart cztery tysiące złotych. Myśli, że dziecko w wózku jest jej, tak jak sam ten wózek. Ale to dziecko należy do przyrody. Ona sama też jest jej niewolnicą. Urojone ja kazało jej zarabiać na wózek, odżywki, ubrania i zapobiegliwie chronić to niemowlę bez dbania o koszty z jej strony. Tydzień po tygodniu wstaje w nocy, karmi, zmienia pieluchy. Jeśli będzie trzeba, poświęci dla dziecka zdrowie, a może nawet życie. Myśli, że chroni je dla siebie, ale robi to dla przedłużenia gatunku.

***

Kto mało posiada, ten mniej będzie posiadany - powiedziałby Nietzsche współczesnym tytanom kariery i władcom tysięcy rzeczy niepotrzebnych. I dorzucił, że bezmyślna praca jest najlepszą policją: wikła ludzi w sieć uzależnień, wysysa z nich siły witalne i sprawia, że łatwo nimi sterować. Człowiek traci "wewnętrzną wartość", już sobą nie rozporządza, czuje odrazę do siebie, jak do "zwietrzałego napoju". Przestaje odczuwać "pogodne szczęście człowieka poprzestającego na małem".

Nie przejmował się posiadaniem, ale nie musiał. W wieku 24 lat został wykładowcą uniwersytetu w Bazylei, na dziesięć lat, a kiedy zostawił posadę z powodu słabego zdrowia, zachował uniwersytecką rentę. Oddał obywatelstwo niemieckie, nie przyjął szwajcarskiego i ruszył w podróż po południu Europy, gdzie napisał swoje najlepsze książki. Rankiem 3 stycznia 1889 roku (miał 44 lata) na Piazza Carlo Alberto w Turynie widzi, jak woźnica okłada batem konia. Koń pada. Nietzsche obejmuje szyję zwierzęcia, sam pada na ziemię i traci zdrowie psychiczne. Na YouTubie można obejrzeć 90-sekundowy filmik, na którym Nietzsche wpatrzony pustym wzrokiem w dal buja się na fotelu. Jego dłoń, wygięta w skurczu niczym u kurczaka, drży. Film pochodzi z ostatnich lat życia Nietzschego, gdy stał się ciekawostką udostępnianą zainteresowanym przez jego siostrę Elisabeth w willi w Weimarze. Kobietę, która potem tak zredaguje jego pisma, by móc dać je w darze nazistom jako podbudowę ich wynaturzeń. Tę samą, która podaruje Hitlerowi kilka pamiątek po Nietzschem i na której pogrzeb przyjdzie Hitler.

Czy sam Nietzsche wykonał kiedyś ćwiczenie autoterapeutyczne, które - jak pisał - sprawia, że człowiek musi kochać samego siebie i życie, czy proponował je tylko czytelnikom? Takie ćwiczenie: "A gdyby tak pewnego dnia lub nocy jakiś demon wpełznął za tobą w twą najsamotniejszą samotność i rzekł ci:Życie to, tak jak je teraz przeżywasz i przeżywałeś, będziesz musiał przeżywać raz jeszcze i niezliczone jeszcze razy, i nie będzie nic w niem nowego, tylko każdy ból i każda rozkosz, i każda myśl, i westchnienie" Co by to zmieniło? Czy zmieniłoby to ciebie? Czy przywróciło cię chwili obecnej i otwarło na prostą radość istnienia?

Dużo myślał o szaleństwie, zanim jeszcze w nie popadł. Pisał: "Przeciwieństwem świata obłąkańców nie jest prawda i pewność, lecz powszechność i wszechobowiązkowość jakiejś wiary, słowem, brak dowolności w sądzeniu". Obłęd i pospolitość to dla Nietzschego dwie odmiany choroby psychicznej, położone na jej przeciwległych krańcach. Ten drugi rodzaj obłędu jest zbiorowy, więc niewidzialny. Zdrowy psychicznie jest tylko filozof, który potrafi zakwestionować zbiorową hipnozę pospolitości. Legenda głosi, że przyczyną choroby Nietzschego był syfilis, którego nabawił się jako licealista w burdelu albo jako sanitariusz na wojnie. Skandynawscy naukowcy stwierdzili jednak niedawno, że cierpiał na otępienie czołowo-skroniowe, co tłumaczyłoby niemożliwe przy syfilisie przebłyski całkowitej klarowności umysłu. I to, że dożył 56 lat.

***

A co, gdyby to tutaj z gór przybył wyzwolony z resentymentu bohater Nietzschego Zaratustra? Na plac Wolności w Poznaniu? Czy zobaczyłby wolnych ludzi, takich, jakich przyjście głosił ten, kto go wymyślił w roku 1883? Czy chorych na złość, chorobliwie drażliwych, pragnących zemsty?

Patrzyłby na ludzi z zewnątrz spokojnych, idących w swoich celach chodnikiem albo pijących w kawiarniach popołudniowe latte. Nie wymieniają życzliwych spojrzeń, ale też nie warczą na siebie (czy dlatego, że są znieczuleni?). Zaratustra mógłby przeczytać w raportach dzisiejszych psychiatrów, że co czwarty z nich - choć nie przyzna się do tego nawet przed sobą - cierpi na zaburzenia psychiczne: omamy, fobie, ataki paniki. Że kolegami z korporacji zastąpił rodzinę, a przyjaciół ma głównie na Facebooku. Bohater Nietzschego nie szokowałby dzisiaj prawdą, którą odkrył w górach, że "Bóg umarł". Ale pewnie zdziwiłby się, jak niewiele śmierć Boga w umysłach ludzi zmieniła. Nietzsche: "Pojęcie Boga wynaleziono jako przeciwieństwo pojęcia życia... [P]ojęcie zaświata, świata prawdziwego wynaleziono, by pozbawić wartości świat j e d y n y, jaki mamy... [P]ojęcie duszy, ducha, w końcu zwłaszcza jeszcze duszy nieśmiertelnej wynaleziono, by pogardzać ciałem...".

Nie wierzymy dzisiaj z taką łatwością w zaświaty, lecz wyzwolenie z tej wiary nie wystarczyło, żebyśmy powrócili do własnych ciał. Nietzsche pisał: "Zbawienie duszy - po naszemu: świat obraca się wkoło mnie". Dzisiaj o chrześcijańskim zbawieniu nie myślimy na chodnikach i w kawiarniach, ale świat wciąż obraca się wokół nas. Gdy idę ulicą, prawie nie jestem świadomy, że idę. Szukam łapczywie moich małych nieb: kawy, gazety, kojących myśli. Jestem istotą, której życie, jak zauważył Nietzsche, oblicza się na kilkadziesiąt lat - nie mogę mieć świadomości ogromu kosmosu. Musiałem wymyślić sobie swoje małe nieba, żeby spacyfikować nieskończoność. Czy nie mógłbym po prostu iść?

Zobaczyłby dzisiaj Zaratustra u ekonomistów znany mu dobrze "instynkt teologicznej pychy" - patrzenie na rzeczywistość z wyższością i obcością oraz handel szczęściem. "Każdy rodzaj wiary jest sam wyrazem wyzucia się z siebie, zobojętnienia na siebie" - pisał Nietzsche. Teraz, zaglądając do biurowców, zobaczyłby Zaratustra tych zobojętniałych, nawet na siebie samych, a przynajmniej na to w nich, co nie jest ambicją. Nietzsche: "Zaczyna się od tego, iż przestaje się kochać innych, a kończy się na tem, że nie znajduje się już w sobie nic miłości godnego". Czy wśród ciżby w centrum handlowym miałby wrażenie, jakby "chciano go wygnać z jego wnętrza"? Póki istnieje ego, pisał, każde działanie jest transakcją, a dotarcie do prawdy - niemożliwe.

***

Dobro i zło są dla Nietzschego jak widelec i nóż, którymi pastwimy się nad życiem, wyrywając boleśnie jego tkankę, żeby móc je łatwiej strawić. Żyć powinniśmy poza dobrem i złem, ale to może oznaczać niestrawność. Moralna opowieść w stylu chrześcijańskim jest strawną, ale mdławą budyniową papką. Nietzsche namiętnie uderza w chrześcijaństwo - przemieniło bogów miłości Erosa i Afrodytę w piekielne mamidła. Nałożyło męki sumienia na każdy przejaw płciowości. Równie dobrze może uderzać w sprzedawców i finansistów. Chrześcijaństwo z "koniecznych odczuwań" seksualnych zrobiło źródło niedoli, reklama - źródło kompulsywnego kupowania. "Uśmiechnięta niedbałość o grozę wiary" to postawa filozofa wobec kapłanów, którzy stworzyli zaświaty wiecznego szczęścia i udręki, ale też kapłanów marketingu, od których nieba dzieli nas tylko wyciągnięcie z portfela karty kredytowej.

By się im oprzeć, potrzebna jest troska o świadomość, czuwanie, utrzymywanie duszy w spokoju. "Radość bez kosztownego poszukiwania rozrywek; praca południowa, nieznojna; brak zgryzot sumienia...". Filozof "chadza, jada, pija i sypia w tej mierze, iż duch jego staje się coraz spokojniejszym, jaśniejszym i silniejszym; raduje się swoim ciałem; nie ma powodu się go obawiać; nie potrzebuje towarzystwa... Powinno nas uspokajać samo życie, a nie to, co po nim" - oto dostrojenie do procesu życia w wydaniu Nietzschego.

Znowu idę ulicą i nie myślę nawet o tym, co napisał Nietzsche. Jego książki w torbie służą mi tylko jako pomoc w wyraźniejszym odczuwaniu siły grawitacji. Znaczą tyle, ile ważą. Patrzę, jak myśli odbijają się od ciała, niezdolne, by uwieść moją uwagę swoimi opowieściami. W moim przyciężkawym ciele zderza się teraz porządek ego i porządek natury. To uwaga może decydować, który z nich wybrać. Czuję, jak ciało z doznań - ciężaru, nacisku, ruchu, tarcia - oddziela się od ciała z emocji. Mam teraz pewność, że niepokój i odczuwanie grawitacji nie mogą się pojawiać w moim polu uwagi jednocześnie, z tą sama siłą. Gdy jedno z nich jest przedmiotem mojej uwagi, drugie staje się najwyżej tłem. Im dłużej jestem z doznaniami, tym bardziej w tle wzmacnia się spokój. Nie muszę szukać innego nieba. Zdaje mi się, a może naprawdę tak się dzieje, że w moim polu doświadczania pojawia się niewyraźnie jakaś nowa rzeczywistość. Taka, dla której ruch jest treścią, a myśli - tłem.

Czy Fryderyk Nietzsche - filozof, który spisywał swoje aforyzmy, chodząc, by rytm ruchu koił jego obolałe ciało - robił kiedyś takie ćwiczenia? Czy jego spacery były wyrazem miłości człowieka do przejawów życia w nim samym? Czy widział dzięki temu, że miłość bez zwracania uwagi jest pusta albo tylko deklaratywna? Czy porzucił konwencję, według której po mieście chodzi się raczej szybko i w jakimś celu?

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Kocur » 25 października 2015, o 19:15

Nietzsche był zdrowo pier./..ty, naprawdę. Ten wieczny powrót to treść paranoi i wpadłem na to mając zjazd po fecie :D

Pisał: "Przeciwieństwem świata obłąkańców nie jest prawda i pewność, lecz powszechność i wszechobowiązkowość jakiejś wiary, słowem, brak dowolności w sądzeniu". Obłęd i pospolitość to dla Nietzschego dwie odmiany choroby psychicznej, położone na jej przeciwległych krańcach. Ten drugi rodzaj obłędu jest zbiorowy, więc niewidzialny. Zdrowy psychicznie jest tylko filozof, który potrafi zakwestionować zbiorową hipnozę pospolitości.


Zgadza się. Przeczytanie tego ze zrozumieniem może wywołać depresję u zdrowej osoby :)

Zaratustra mógłby przeczytać w raportach dzisiejszych psychiatrów, że co czwarty z nich - choć nie przyzna się do tego nawet przed sobą - cierpi na zaburzenia psychiczne: omamy, fobie, ataki paniki.

To są realne dane? :shock:
Póki istnieje ego, pisał, każde działanie jest transakcją, a dotarcie do prawdy - niemożliwe.


Jeśli nie istnieje ego, to dotarcie do prawdy jest także niemożliwe. Poza tym ego nie zawsze jest włączone.

Żyć powinniśmy poza dobrem i złem,

Nie powinniśmy. Odrzucamy chrześcijaństwo, ale nie dobro i zło, na które patrzymy po swojemu.
Full Moon pisze:By się im oprzeć, potrzebna jest troska o świadomość, czuwanie, utrzymywanie duszy w spokoju. "Radość bez kosztownego poszukiwania rozrywek; praca południowa, nieznojna; brak zgryzot sumienia...". Filozof "chadza, jada, pija i sypia w tej mierze, iż duch jego staje się coraz spokojniejszym, jaśniejszym i silniejszym; raduje się swoim ciałem; nie ma powodu się go obawiać; nie potrzebuje towarzystwa... Powinno nas uspokajać samo życie, a nie to, co po nim" - oto dostrojenie do procesu życia w wydaniu Nietzschego.


Dla mnie to utopia ;)

Im dłużej jestem z doznaniami, tym bardziej w tle wzmacnia się spokój.


Albo niepokój, a spokój daje skupienie się na czymś konkretnym.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Prometeusz » 26 października 2015, o 01:31

Oto jak rodzą się w nas upiory:


Super akapit. Już dawno mam tego świadomość, ale o tym się zapomina, a to jest klucz do tej filozofii.

Pewnego dnia pewien mężczyzna runął na chodnik przed Nietzschem wśród okrzyków przerażonych kobiet.


To chyba chodzi o to, że co ma się stać to się stanie, a my swoim myśleniem rozdmuchujemy to ponad miarę tracąc w ten sposób mnóstwo energii.

"Ogromna większość ludzi przez całe życie nie czyni jednakże nic dla swojego j a, lecz jeno dla urojonego j a, które w mózgach otoczenia o nich się wytworzyło i im się udzieliło; skutkiem tego żyją wszyscy w obłoku nieosobistych, na wpół osobistych mniemań tudzież dowolnych, niejako poetyckich ocen, jeden w mózgu drugiego, ten zaś znowu w mózgach innych: szczególniejszy świat widziadeł, zdolny wszakże nadać sobie przytem tak trzeźwy wygląd!".


Nietzsche mnie urzeka swoją sugestywnością opisów.

Przetrwanie wymaga błędów myślenia, pisał Nietzsche. Zamrażamy krajobraz metafizyczny wokół nas, żeby nie stracić orientacji. Efektem jest fałsz, spaczenie, uogólnienie, "pamięciowe znaki stada", które budują nasz świat, już nie rzeczywistość. Autoterapia filozofią to między innymi świadomość tej fikcji.


Nie nazwałbym tego terapią. Bo, żeby to wywierało na nas skutek to musi przyjść w formie przebudzenia, albo chociaż wybudzenia. Powiedziałbym, że jest to raczej warunek zdrowia i rozwój.

Tak wyhodowany "polip" z popędów decyduje o tym, czego doświadczamy. Widzimy to, co interesuje tego polipa, nie to, co widzielibyśmy, gdybyśmy byli bezstronni. "Nasze sądy i oceny moralne są obrazami i rojeniami nieznanego nam procesu fizjologicznego"


Powtarzam to raz za razem na forum, chociaż jeśli czyta to polip to się ta wiedza odbija jak od ściany. Dzisiaj nauka zgromadziła wiele informacji o tym procesie fizjologicznym.

świadomość - komentarzem do nieznanego tekstu, którym jest życie.


Krótko i na temat :)

by wystawić siebie samego na jego pasjonujące punkty widzenia. Nie po to, by rekonstruować jego filozofię, bo to ją strywializuje. Poza tym jest niemożliwe.

Chcę się naczytać Nietzschem. Upić nim podświadomość i zaczekać na to, co z niej wypłynie.


Tak samo to odbieram. Ciekawy fenomen, ja go doświadczyłem już w podstawówce. Chodziłem do biblioteczki brałem taką ładną książeczkę z pouczającymi bajkami i wchodziłem w ten świat by tam po prostu pobyć.

obudzi się życie samo, w tym, no cóż, jego ciemne strony. Kiedy wyrwiemy naszą uwagę z umoralniającej opowieści, będziemy mogli wreszcie oferować ją własnym przeżyciom. W końcu każdy, kto podejmie ten wysiłek, rozkwitnie - jako filozof i jako zwierzę.


To jest bardzo ciężko zrobić, ale pracuję nad tym. :)

I tak dalej... jeszcze pewnie kilka razy do tego tekstu wrócę, by sobie przeczytać. Mocno skondensowany przekaz Fryderyka. Chociaż i sam Fryderyk nie dawał odpocząć neuronom. :D

Ten wieczny powrót to treść paranoi i wpadłem na to mając zjazd po fecie :D


Jeśli nawiązujesz do "wiecznego powrotu" o jakim Nietzsche pisał, to rozumiemy inaczej tą koncepcję. A jeśli po prostu wróciłeś do treści swojej paranoi i potrzebowałeś fety, by się od niej oderwać, to polecam praktykowanie tej filozofii, by feta już nie była potrzebna. :)
Dla mnie to utopia ;)


Dla mnie nie, ale może mamy różne oczekiwania.

Albo niepokój, a spokój daje skupienie się na czymś konkretnym.


Skupienie daje spokój zgadza się. Skupienie na doznaniach też daje spokój. :)

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Kocur » 26 października 2015, o 11:31

Nie, feta to wywołała i nie wiem jak można to brać. W każdym razie wieczny powrót to treść paranoi i jak sobie to wyobrażam to czuję na sobie czym jest "wieczne piekło". W ogóle sama koncepcja przetrwania świadomości po śmierci jest paranoiczna.

Poza tym filozofia Nietzschego ma dla mnie 2 strony medalu - część to głębokie spostrzeżenia, a część to treść paranoi lub fantazjowanie. Ja bym to nazwał anty terapią. Jak ktoś jest w depresji i nie chce z niej wyjść, to niech czyta Nietzschego żeby się pogrążyć.
Full Moon pisze:Dzisiaj nauka zgromadziła wiele informacji o tym procesie fizjologicznym.


Jakich?

Full Moon pisze:Skupienie na doznaniach też daje spokój.


Pewnie zależy komu, bo mi wręcz przeciwnie. Natomiast skupienie się na czymś konkretnym, np analiza jakiejś tabelki ze statystyką, to jest właśnie spokój od doznań :)
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Prometeusz » 26 października 2015, o 18:07

Nie, feta to wywołała i nie wiem jak można to brać. W każdym razie wieczny powrót to treść paranoi i jak sobie to wyobrażam to czuję na sobie czym jest "wieczne piekło". W ogóle sama koncepcja przetrwania świadomości po śmierci jest paranoiczna.


Tak jak powiedziałem nasze zrozumienie tej koncepcji jest kompletnie inne. I już na pewno nie ma tu mowy o przetrwaniu świadomości po śmierci.

ma dla mnie 2 strony medalu - część to głębokie spostrzeżenia, a część to treść paranoi lub fantazjowanie.


U kogoś to też już widziałem. :)

Ja bym to nazwał anty terapią. Jak ktoś jest w depresji i nie chce z niej wyjść, to niech czyta Nietzschego żeby się pogrążyć.


Marcin Fabjański ma zapewne inne zdanie na ten temat. Dla mnie terapia depresji to zupełnie inne zagadnienie, depresja nie zawsze ma podłoże psychologiczne. Nie sądzę, aby sama filozofia była na plus czy minus. Liczy się raczej jej zrozumienie i wykonanie.

Jakich?


viewtopic.php?f=11&t=2862&start=30#p22057

Ostatnio trafiłem na taką pozycję: http://www.scientificamerican.com/artic ... ing-nerve/ Chyba ładnie podsumowuje odpowiedź na Twoje pytanie. Jak chcesz takiej szczegółowej wiedzy, to sam sięgnij do lektury.

Również w książce Waking up - Sama Harrisa znaleźć możemy dość szczegółowy opis jak to wszystko funkcjonuje.

Bardzo analityczna jest również lektura
Being No One: The Self-Model Theory of Subjectivity i Tunnel Ego - Metzingera

Po za tym wiele wiele innych pozycji opisujących zależności między tym co w naszych umysłach, a fizjologią.

Ta wiedza jest obszerna i specjalistyczna, ale jest. To tylko ludzka ignorancja twierdzi, że nic nie wiadomo i że nie można znaleźć powiązań, a to jest całkowicie nie prawda.

Pewnie zależy komu, bo mi wręcz przeciwnie. Natomiast skupienie się na czymś konkretnym, np analiza jakiejś tabelki ze statystyką, to jest właśnie spokój od doznań :)


Pomaga nawet ludziom z chronicznym bólem. Doznania to jest coś konkretnego i dostępnego w każdej chwili.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Kocur » 27 października 2015, o 00:20

Full Moon pisze:Tak jak powiedziałem nasze zrozumienie tej koncepcji jest kompletnie inne. I już na pewno nie ma tu mowy o przetrwaniu świadomości po śmierci.


Jest mowa o wyobrażeniu sobie takiej opcji. Wraz z tym idzie wyobrażenie sobie tego, że tak jest i wczucie się w taką sytuację. I wtedy właśnie jest nieprzyjemne uczucie. Wolę myśleć, że życie to hazard, gra i przypadek i wtedy czuję się spokojniej :)

Full Moon pisze:U kogoś to też już widziałem.


Ja też i to nawet u siebie, tylko ja się tego pozbyłem i mam szansę pozbyć się tego czego mogę się pozbyć i jeżeli się uda, to wtedy będę mógł stworzyć wartościową filozofię. Dla mnie wiarygodna może być tylko osoba, która sama przeszła przez ciężkie sytuacje, ale wyszła z nich bez stosowania umysłowych protez jak np religia. Filozof, który cierpiał jest, a jego filozofia nie jest ideą z pkt widzenia szczęśliwej osoby, czyli osoby filozofa, to dla mnie ma to 50% wartości jako filozofia.

Full Moon pisze:Marcin Fabjański ma zapewne inne zdanie na ten temat. Dla mnie terapia depresji to zupełnie inne zagadnienie, depresja nie zawsze ma podłoże psychologiczne. Nie sądzę, aby sama filozofia była na plus czy minus. Liczy się raczej jej zrozumienie i wykonanie.


No to u mnie podobne wnioski do Nietzschego powstały w fizycznie zdrowym umyśle i to kiedy byłem jeszcze bardzo młody i są to treści nihilistyczne. Te akurat uważam za najbardziej wartościowe, ale one też potrafią pogłębić depresję. Ja mam akurat zdrowy mózg. Problem ma podłoże czysto psychologiczne i jest związany z przemyśleniami, które są dla mnie negatywne, a zapisały się na mojej mapie świata. Dla mnie ta filozofia jest depresyjna i stosunkowo płytka.

Dzięki za wiedzę, przyda się. Tylko czy to na pewno jest o tym samym procesie, który tam jest opisany? Bo już same tytuły sugerują jednak coś innego, a zanim zacznę to wszystko oglądać i czytać, chciałbym poznać skrótową odpowiedź czym jest ten proces, bo tak "na oko" można sobie nadinterpretować na różne sposoby.

Full Moon pisze:Pomaga nawet ludziom z chronicznym bólem. Doznania to jest coś konkretnego i dostępnego w każdej chwili.


Ale na jakiej zasadzie im to pomaga? Brzmi dla mnie dziwnie, bo ja wręcz muszę wymyślać techniki na to co robić żeby nie odczuwać tego co płynie z ciała, bo gdyby nie to byłbym cały czas w jakiejś depresji i leżał w łóżku, a tu trzeba sobie jednak jakoś radzić chociaż w podstawowy sposób.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Prometeusz » 27 października 2015, o 04:29

Pomaga, czyli zmniejsza ich cierpienie. Nie rozumiem, z czym tu chcesz polemizować.

To jest wiele procesów opisanych, ale wszystkie mają przełożenie fizjologia-umysł.

Każdy dobiera filozofię dla siebie. W końcu to są tylko interpretacje. Fil. Nietzschego nastawiona jest nie na tłumaczenie rzeczywistości, ale na wywieraniu odpowiedniego wpływu, który pozwala nam intuicyjnie poznawać prawdy. Ja to tak odczuwam i są osoby, które też to zgłaszają. Nie jest powiedziane, że każdy dostąpi "łaski". Filozofia Nietzschego jest ponadnihilistyczna, ale widać nie każdy dojdzie do takich wniosków, może to zależy od dojrzałości. Nie wiem.

Nietzsche to nie był naukowiec, nie tworzył teorii naukowej. Tu chodzi o przepracowanie z nim (jego tekstami) pewnych zagadnień i pójście dalej. Ocenianie go z góry i dystansu nie ma sensu. Oczywiście można poddać suchej analizie pewne twierdzenia, ale sęk w tym, że on tak to skonstruował, że musiałbyś najpierw wejść w jego skórę i spojrzeć jego oczyma, a to Ci się nie może udać się w pełni z racji na interpretacyjny charakter, a dwa wymagało, by to wiele wysiłku by zinternalizować jego słowa. Trzy to to, że na koniec by Cię to wyrzuciło, ale już odmienionego. I tu jest cały sens jego filozofii, którego nie pojmie się przekładając na język czysto racjonalistyczny. Tak samo jak nie da się przełożyć wszystkich treści z jednego języka na inny.

Wieczny powrót to genialna metafora, ale to właściwie nie jest pomysł Nietzschego, on go tylko wykorzystuje. Jeśli tego nie łapiesz, widać twoja mapa świata nie jest na tyle adekwatna, żeby objąć ten sens i go wypacza. Choć dla osoby z taką przypadłością jej widok jest prawidłowy. Z soliptycznego punktu widzenia nie rozkminisz, czy to świat jest wypaczony, czy nasze spojrzenie, ale z trzeźwego realistycznego podejścia, wychodzi przeważnie, że to jednak nasz osąd jest wypaczony.

Bo jeśli dana osoba powie, że świat jest cudowny, to kłamie czy mówi prawdę? Nie rozstrzygniesz tego, odpowiedź jest wewnętrzna. Możemy wywnioskować jednak, że dana osoba mówiąc to jest zadowolona, a jeśli tak to ma porządek w świadomości, a jeśli go ma to pewne składniki, które jej to zapewniły i pozwoliły patrzeć na świat w pozytywny sposób. Pod tym względem ta treść jest prawdziła.

Jeśli ktoś powie, że świat jest do d*** i nie ma sensu żyć. To też nie mogę tego ocenić ontologicznie, tylko wnioskuję, że ten człowiek ma tak i tak poukładane w głowie.

Jak usłysz pewną metaforę, to też nie ma ona sensu odgórne, jedynie Twoja reakcja pokazuje jak masz poukładane w głowie.

Wieczny powrót mówi o tym, że każda chwila się wydarza raz, lecz w hipotetycznym świecie będzie się powtarzać nieskończoną ilość razy w niezmienionej formie. Zatem wszystko co robimy jest ulotne i niepowtarzalne, a jednocześnie zawiera w sobie nieskończoność. Skłania to do takiego wewnętrznego poczucia, które karze nam zadawać pytanie, co robię z >>tą<< chwilą. Czy komuś robię zamęt w głowię, czy może pomagam mu uporządkować sprawy. Czy moje działanie idzie ku lepszemu, czy może jest autodestrukcyjne. Czy zajmuję się odpowiednią rzeczą, czy mając to co mam mógłbym robić co innego, czy nie lekceważę tej chwili, której drugi raz mieć nie będę, a która stanowi o mojej wieczności? To tylko przykładowy zestaw pytań. To wywołuje kolejne akcję w umyślę, których już nie będę rozwijał. O ile zazębi się to osobiście z nami.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Kocur » 27 października 2015, o 13:03

Nie chcę polemizować, tylko chciałbym wiedzieć jakim cudem może to pomóc zwalczać cierpienie. Jeśli faktycznie tak się dzieje, to musi istnieć jakaś zasada, która za to odpowiada.

Filozofia Nietzschego jest ponadnihilistyczna, ale dla mnie i tak płytka. Znajomy filozof (z wykształcenia i zawodu) powiedział mi jakiś czas temu, że fascynacja tą filozofią jest powszechna na początku, ale kiedy ludzie zaznajamiają się z innymi filozofiami, to dostrzegają płytkość Nietzschego. Odetchnąłem wtedy z ulgą, bo myślałem, że kolejny raz nie zgadzam się z tym co ktoś uważa za oczywiste :)

Co do zrozumienia - na tej zasadzie można powiedzieć, że jeśli nie zrozumiesz człowieka chorego psychicznie, to nie powinieneś oceniać tego w sposób logiczny i na chłodno, a jeśli już go zrozumiesz wewnętrznie, to będziesz odmieniony.

Ktoś też może patrzeć w pozytywny sposób, bo ma zaburzenia psychiczne. Np w chorobie afektywnej dwubiegunowej momenty pobudzenia i euforii dają pozytywny pkt widzenia, a doły negatywny. Ktoś może mówić negatywnie, bo zna jakieś fakty, które to powodują. Poznanie tych faktów może spowodować negatywny stan, ale jeśli dzięki temu jest się bliżej prawdy, to warto. Ja się mimo wszystko cieszę, że ocknąłem się z iluzji, bo gdyby nie to, pewnie byłbym teraz w związku z nieodpowiednią kobietą i to by się za jakiś czas zemściło.

Jeśli ktoś nie ma sensu żyć, to wg mnie sytuacja z jak najbardziej obiektywnego pkt widzenia jaki mogę sobie wyobrazić wygląda tak: Osoba ma takie zdanie, podparte takimi i takimi argumentami i z jej pkt widzenia życie się nie opłaca. Można spróbować sprawdzić czy sytuację da się poprawić, ale nie zawsze tak się da, więc możliwe, że dla tej osoby faktycznie nie istnieje sens i rozwiązanie.

Każdy człowiek to osobny przypadek dla statystyki, ale logiczne (i sprawdzające się) jest to, że istnieją sytuacje z rozwiązaniem i takie bez rozwiązania, z nawarstwionymi różnymi problemami, które stworzył przypadek. Jeśli ktoś mówi, że każdą sytuację da się rozwiązać tak żeby było dobrze, to jest to zwykły błąd poznawczy. Podobnie jak ktoś mówi, że w żadnej sytuacji nie można nic zrobić, bo są sytuacje, w których akurat można.

Sens życia dla pojedynczej osoby to jego bilans zysków i strat z życia, które składają się na subiektywne poczucie sensu i szczęścia. Taka osoba nie mająca sensu może jednak być sama w sobie sensem dla kogoś innego, ale może też odbierać sens wielu osobom (np jakiś psychopata). Gdyby dało się zrobić ogólny bilans, każdemu stanowi przypisać wartość liczbową i uwzględnić stan każdej żywej istoty, to moja hipoteza jest taka, że sens świata wyszedłby mocno na minusie. Pojedyncze osoby mają plus, większość ma średnio (czyli dla mnie źle, bo średniość jest dobra tylko przy punkcie odniesienia do fatalności).

Jeśli dana osoba mówi, że świat jest cudowny, to po prostu wiem, że mówi nieprawdę. Przymiotniki wartościujące, które rozciąga się na absolutny pkt widzenia świadczą o błędzie poznawczym lub złej interpretacji lingwistycznej (w rzeczywistości ta osoba może w ten sposób po prostu opisywać swój stan szczęścia).

Co do wiecznego powrotu, to nadal uważam to za płytki przykład. Może nie rozumiem, ale jak dla mnie przykład powtarzania się chwili nieskończoną ilość razy wcale nie daje poczucia wyjątkowości tej chwili. Dla mnie wszystko co robimy jest takie jakie jest.

Pytanie co zrobić z tą chwilą pojawia się u mnie kiedy pomyślę sobie o memento mori. Punkt widzenia zmienia się w zależności od tego kiedy miałbym umrzeć, bo jeśli jutro, to dziś puściłyby mi hamulce - przetestowałbym narkotyki, których teraz się boję, poszedłbym po ryzykowne przygody. Gdybym wiedział, że umrę za np 20 lat, a liczy się obecna chwila, to już pojawia się problem, bo wiele razy momentem >teraz< będzie nieprzyjemna walka o byt - nauka, praca, zdrowy tryb życia. Znika wtedy możliwość czerpania przyjemności. Mogłaby mi to dać tylko miłość, ale tak nie będzie przez problem niezależny ode mnie. Mogę ustalić sobie jakieś umysłowe cele, ale one są dla mnie płytkie. Kiedy widzę ludzi w drogich garniturach, którzy gadają coś o rozwoju, byciu lepszym itd, to mam wrażenie, że to ich ucieczka od cierpienia narzuciła im ten rozwój. Nie chcą konfrontować się z wnętrzem, dbać o swoją percepcję, rozpoznawać iluzję - chcą osiągnąć zewnętrzny sukces i z tego powodu wewnętrzny spokój. Takich ludzi nazwałbym "młodymi duszami". Dla nich liczy się głównie prestiż, bycie lepszym, to co powiedzą inni itd. Takie osoby mogą sobie wytworzyć atrakcyjność, która jest przeważnie powierzchowna. Ponad tym są "średnie dusze", czyli osoby, które dbają o elementy z pkt 1, ale nie nadają temu wielkiej ważności. Liczy się dla nich wewnętrzny rozwój, bycie dobrym, analiza celu życia, sensu, wybór własnej ścieżki. Dla takich osób liczy się miłość, pasja, prawda. Są osoby, które napotykają tutaj na trudności i życie zmusza ich do większych refleksji - "dusze stare", które dostrzegły iluzję, bezsens, sprzeczności, niemożliwość realizacji marzeń, własną płytkość i zło. Jednocześnie chciałyby żyć jak "dusze" młode i średnie, ale już nie mogą ze względu na wewnętrzny stan. Pojawia się wybór między ascetyzmem, a czerpaniem z życia, za co czeka "kara" i jest świadomość, że robi się nieodpowiednio. Tworzy się świadomość globalna, taką osobę interesuje już nie tylko ona sama, ale też cała ludzkość i miejsce tej osoby w tym systemie. Niektórzy przechodzą na ten wyższy poziom z mniejszymi lub większymi problemami, a niektórym nie jest to dane, bo nie mają w sobie tyle siły i nie widzą sensu w byciu ascetą, bo wolą nie żyć niż się zmuszać. W końcu dla niektórych wyrzeczenia przy przejściu na ten poziom nie są duże i słowo ascetyzm jest nieadekwatne do przebywania tych ludzi na tym poziomie. Dla mnie jednak to najbardziej adekwatne słowo, a do niebycia ascetą zniechęca świadomość moralna, przewidywanie konsekwencji. W takiej sytuacji obecna chwila staje się największym zniewoleniem, a wyzwolenie oznacza koniec odczuwania świadomości. Niech ten projektor (mózg) wyświetla sobie swoje projekcje nie na ścianie, którą jestem realny, najgłębszy ja, czyli moja esencja, tylko niech zastąpi to jakimś programem, który działa równie skutecznie, albo lepiej, ale nie odczuwa i nie istnieje w formie żywej. Taka mała dygresja - skąd wiadomo, że mózgi niektórych ludzi nie działają właśnie w ten sposób, a nam się tylko wydaje, że mają quale? :)
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Prometeusz » 28 października 2015, o 11:21

Jeśli faktycznie tak się dzieje, to musi istnieć jakaś zasada, która za to odpowiada.


No i istnieje. Po co Ci opis mechaniczny? Co on zmieni? Jeśli coś działa to z tym się nie dyskutuje.

Filozofia Nietzschego jest ponadnihilistyczna, ale dla mnie i tak płytka. Znajomy filozof (z wykształcenia i zawodu) powiedział mi jakiś czas temu, że fascynacja tą filozofią jest powszechna na początku, ale kiedy ludzie zaznajamiają się z innymi filozofiami, to dostrzegają płytkość Nietzschego. Odetchnąłem wtedy z ulgą, bo myślałem, że kolejny raz nie zgadzam się z tym co ktoś uważa za oczywiste :)


Taaa.. a świnie latają. :)

Co do zrozumienia - na tej zasadzie można powiedzieć, że jeśli nie zrozumiesz człowieka chorego psychicznie, to nie powinieneś oceniać tego w sposób logiczny i na chłodno, a jeśli już go zrozumiesz wewnętrznie, to będziesz odmieniony.


Raczej jeśli nie umiesz grać w szachy i nigdy tego nie robiłeś, to nie wiesz na czym polega ich fenomen. I może powiedzoeć: "To tylko przesuwanie, taka płytka czynnośc..." :-)

Jeśli nie masz jakiejś struktury w mózgu to nie możesz powiedzeć jak to jest ją mieć. Omawialismy to już przy świadomości.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Kocur » 28 października 2015, o 12:12

Full Moon pisze:No i istnieje. Po co Ci opis mechaniczny? Co on zmieni? Jeśli coś działa to z tym się nie dyskutuje.


No właśnie nie wiadomo czy istnieje, a opis mechaniczny jest oczywistością jeśli to faktycznie działa, tzn pytanie o taki opis jest standardową procedurą żeby sprawdzić czy ktoś wie o czym mówi ;)

Full Moon pisze:Taaa.. a świnie latają.


No tak powiedział. Ten filozof to prof.dr.hab więc dla mnie bardziej wiarygodny niż ludzie poznani w necie, nawet z dużą wiedzą na inne tematy.

Full Moon pisze:Raczej jeśli nie umiesz grać w szachy i nigdy tego nie robiłeś, to nie wiesz na czym polega ich fenomen. I może powiedzoeć: "To tylko przesuwanie, taka płytka czynnośc..."

Jeśli nie masz jakiejś struktury w mózgu to nie możesz powiedzeć jak to jest ją mieć. Omawialismy to już przy świadomości.


To znów argument obusieczny, bo mogę powiedzieć, że osoba zdrowa psychicznie też nie zrozumie chorej, bo nie ma rozwiniętej struktury w mózgu. Poza tym nie powiem tak o szachach, czy nawet o pokerze i analogia wg mnie tutaj jest bardzo słaba.

Ostatnio na innym forum pewien człowiek upierał się przy swojej tezie. Moja była nieco inna i choć mógłbym mu przyznać rację co do meritum, to jednak używał takich argumentów, że nie mogłem tego uznać.

Uczulam do takiego modelu pisania: sprecyzowana teza -> argumenty podpierające tezę i kryteria argumentacji (np jeśli ktoś powie, że uważam X, bo argumenty Y, to nieraz sytuacja wymaga argumentację dotyczącą takiego, a nie innego doboru argumentów i odrzucenie innych argumentów, których używa oponent i świadczyłyby one o prawdziwości innej tezy.

Dość często jest też tak, że ktoś stawiając tezę wyznaje jakąś ideę, która idzie za tezą. Obrona tej idei jest dla podświadomości ważna z różnych powodów. Dyskusja często jest odbierana przez rozmówcę tak jakby dotyczyła dwóch przeciwstawnych zdań (przykład to np moja dyskusja z aartefaxem o patriotyzmie). Zazwyczaj ktoś chce przedstawiać wyznawaną ideę jako prawdę i na tym się wykłada, a nieraz to tylko brak argumentacji słusznej tezy i to on wyrządza najwięcej krzywdy samej tezie.

Nieraz też ktoś widzi jakąś ideę z góry rozumiejąc ją, a rozmówcy wydaje się, że ta osoba nie popiera idei, bo jej nie rozumie.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Prometeusz » 29 października 2015, o 02:15

No właśnie nie wiadomo czy istnieje,


Jak by nie istniał to osoby cierpiące nie zgłaszałyby poprawy.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Kocur » 29 października 2015, o 09:52

To samo można powiedzieć o homeopatii ;)
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Prometeusz » 29 października 2015, o 10:36

Powiedzieć można każdą bzdurę.

Tu masz szereg publikacji naukowych o tym zagadnieniu.
https://scholar.google.pl/scholar?q=min ... UPCh1g2Q6C

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Kocur » 29 października 2015, o 10:52

Dzięki, ale to jest o mindfulness, a nie o Nietzschem, a o tym to już czytałem i faktycznie metoda jest dobra, ale nie wynika z tego żeby miała być panaceum na problemy. Najlepiej tym leczyć łagodne stany.

Poza tym homeopatia serio komuś tam pomogła w subiektywnym odczuciu i nawet mam wśród bardzo dalekich znajomych człowieka, który leczy się homeopatią, nie szczepi się i jest szczęśliwy. Takie przypadki świadczą tylko o wpływie placebo. Czyli badanie subiektywnych odczuć nie jest do końca miarodajne jeżeli nie jest to metoda podana komuś w ciężkiej depresji i powodująca wyjście z niej, tzn jeżeli mam stan psychiki 1/10 to jakakolwiek terapia byłaby skuteczne gdyby robiło z tego chociaż 6/10. Jeżeli ktoś ma 5 i zrobi się 6/10 to jest to terapia pomocnicza.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Terapia Nietzschem :)

Postautor: Prometeusz » 29 października 2015, o 10:57

To pomogło placebo, a nie homeopatia. A czym jest placebo? Zdolnością umysłu do wyłączenia bólu.

Mówiliśmy o skupieniu na doznaniach. Tym w swej istocie jest mindfulness.

Kiedyś oglądałem program o ludziach ćwiczących sztuki walki, którzy opanowywali mistrzostwo w kontrolowaniu bólu. Zrobiony był nawet test na żywo. Mężczyzna dostał kopa w jaja od zawodowego futbolisty i nic. Cały mechanizm został wyjaśniony tam z dołączoną wizualizacją.

Z umysłem można wiele rzeczy osiągnąć. Koncentracja na doznaniach przynosi spokój i zostało to udowodnione. Nie mam nic więcej do dodania, bo z faktami się nie dyskutuje.


Wróć do „Nauka i Duchowość”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 19 gości